piątek, 24 grudnia 2010
Mamy nowego wikarego - ks. Mikołaj Chorzyński
Zamiar Pana trwa na wieki; zamysły Jego serca z pokolenia na pokolenie
Ps 33, 11
Jako dziecko byłem...
Dzieciństwo kojarzy mi się Łodzią. Tam się urodziłem i spędziłem całe swoje dotychczasowe życie. Jako dziecko starałem się być posłuszny rodzicom. Jak to wychodziło, trudno mi ocenić, jednak do dzisiaj jesteśmy dla siebie wielkim wsparciem i mam nadzieję, że na długo tak pozostanie.
Moja rodzina jest dla mnie...
Gdyby nie przykład moich rodziców i mojej 3 lata młodszej siostry – Marty, nie było by mnie jako kapłana.
Moi rodzice bardzo poważnie potraktowali słowa, które usłyszeli, kiedy podawali mnie do chrztu – że są odpowiedzialni za moje religijne wychowanie. To właśnie oni byli moimi pierwszymi nauczycielami wiary i przez całe życie mi towarzyszą, są dla mnie wielkim wsparciem i wzorem.
Podobnie moja siostra, która jest przykładem wielkiej pracowitości, przykładem osoby, która dobrze wie czego chce od życia i cały czas do tego dąży. Siostra studiuje grę na organach kościelnych w Niemczech, na Akademii Muzycznej w Mainz. Jest moją największą przyjaciółką.
O pójściu do Seminarium zdecydowałem...
Ta decyzja dojrzewała we mnie od dzieciństwa. Pamiętam, jako dziecko zapytany przez dziadka kim będę w przyszłości, odpowiedziałem – księdzem, ku zaskoczeniu całej rodziny. Myślę, że w pewnym stopniu zawsze nosiłem takie pragnienie w sercu, ale nie zawsze myślałem o tym poważnie.
W liceum miałem wielki plan pójścia na studia prawnicze. Chodziłem do klasy, która miała mnie przygotować do egzaminów na ten kierunek. Jednak między III a IV klasą liceum podjąłem już ostateczną decyzję o wstąpieniu do Seminarium.
Najmilsze wspomnienie z Seminarium...
Bardzo mile wspominam sam początek, czyli pielgrzymkę do Rzymu w 2003 roku. Było to coś jedynego i niepowtarzalnego. To takie bardzo osobiste spotkanie z Janem Pawłem II – w moim przypadku było to pierwsze spotkanie i zarazem ostatnie.
Bardzo dużą frajdę sprawiała mi również możliwość grania w seminaryjnej drużynie piłki nożnej. Doskonale pamiętam pierwszą bramkę, którą strzeliłem dla naszej drużyny. Niestety, ten mecz był przegrany.
Dzień moich święceń kapłańskich wspominam jako...
Święcenia kapłańskie nie są celem w samym sobie. Trzeba mieć świadomość, że coś się kończy i coś się zaczyna. Stoją przed nami zupełnie nowe wyzwania, nie tylko duszpasterskie. Jest to początek naszego dorosłego życia, zaczynamy funkcjonować w społeczeństwie, jako osoby dojrzałe.
Samym święceniom towarzyszy taka świadomość, że jest to wydarzenie bardzo wyjątkowe, podobnie jak w przypadku sakramentu małżeństwa. Przez sześć lat formacji seminaryjnej mieliśmy czas na rozwianie i oto nastąpił ten dzień – 29. maja 2010 roku, dzień moich święceń kapłańskich.
Wzorem kapłana jest dla mnie...
Zapewne wzorem jest dla mnie Jan Paweł II – jest on wzorem nie tylko kapłana, ale też dobrego człowieka.
Jednak ja w swoim życiu miałem okazję poznać wielkiego łódzkiego kapłana – księdza Prałata Tadeusza Wysockiego. Był to kapłan, którego poznałem na mojej ówczesnej rodzinnej parafii – p.w. Najświętszego Serca Jezusowego w Łodzi, na Julianowie. Dzięki posłudze księdza Prałata moi rodzice, moja siostra i ja, zbliżyliśmy się do Boga. On nam wskazał kierunek, którym powinniśmy podążać. Dzięki niemu formujemy się wszyscy razem w Ruchu Światło-Życie. Dzięki niemu, moi rodzice pod koniec lat 80. z dwójką małych wówczas dzieci, pojechali na Oazę i tam uświadomili sobie, że wiara w Boga to nie tylko element kultury czy taki rytuał, ale że jest to coś więcej, że wiara w Boga powinna mieć wpływ na nasze życie. I dzięki temu na przełomie podstawówki i liceum także i ja zdołałem to dostrzec i pojąć. Jest to najważniejszy kapłan, którego znałem, niestety zmarł parę lat temu.
Jakim kapłanem chciałbym być...
Zawsze przyświecało mi takie pragnienie, żeby być dobrym człowiekiem. Z jednej strony w relacjach między kapłanem a ludźmi potrzebny jest element dystansu, ale z drugiej – nie może to być forma przepaści. Jesteśmy ludźmi, musimy budować między sobą normalne relacje i myślę, że to właśnie jest fundamentem bycia dobrym księdzem – być człowiekiem kontaktowym, otwartym na potrzeby innych ludzi, człowiekiem który poważnie stara się traktować najistotniejszy element bycia kapłanem, czyli głoszenie nauki Jezusa Chrystusa.
Pierwszym moim podstawowym planem w tutejszej parafii jest dobre wejście w obowiązki kapłańskie. Pewnych rzeczy już zdołałem się nauczyć na praktykach diakońskich, jednak wciąż wiele spraw jest dla mnie w pewien sposób nowych.
W wolnych chwilach najbardziej lubię...
Moją pasją jest sport. Kiedyś częściej grałem w piłkę, teraz z roku na rok jest coraz mniej okazji do tego. Obecnie staram się śledzić za pośrednictwem mediów wydarzenia sportowe i to nie tylko piłkarskie.
Lubię muzykę, nie tylko słucham, ale też gram na gitarze, kiedyś grałem na wiolonczeli (skończyłem I stopień w szkole muzycznej).
Wielką pasją mojego życia jest również historia. Był to mój ulubiony przedmiot w szkole. Zawsze z wyprzedzeniem czytałem podręczniki do historii, żeby wiedzieć co będziemy omawiać. Lubię czytać książki historyczne, oglądać historyczne filmy.
Książka warta polecenia...
Moim ulubionym pisarzem jest Rafał A. Ziemkiewicz. Wszystkie jego książki są bardzo ciekawe i wartościowe, nie ważne czy jest to publicystyka czy proza. Z zaciekawieniem czytałem też książki B. Wildsteina.
Kiedy jest mi smutno...
Staram się zająć czym co mnie rozweseli. Lubię stare polskie komedie, czasem czytam książki, a czasami lepiej taki smutek przespać i obudzić się z nową, lepszą świadomością.
Ulubione miejsce na ziemi...
W Polsce bardzo lubię jeździć w góry – w Gorce. Kilka razy byłem za granicą i wielkie wrażenie zrobił na mnie Paryż – piękne, wielkie miasto. Rzym, jako miasto o wielkim znaczeniu dla Kościoła, ma również swoje miejsce w moim sercu. Poza tym Wilno – perła wschodu – to również miejsce, do którego warto wracać.
Warto żyć dla...
Warto żyć dla Boga. Jako chrześcijanie mamy świadomość celowości naszego życia. Jak przypomina nam Benedykt XVI – nasze życie nie wyczerpuje się tutaj na ziemi, tylko jest to etap na drodze ku pełnemu zjednoczeniu z Bogiem. W tym właśnie sensie warto żyć dla Boga.
Warto też żyć dla kogoś, dla drugiego człowieka, bo nikt z nas nie jest samotną wyspą i nie można się zamykać na świat, na drugiego człowieka, na pewno nie jest postawa chrześcijańska.
Warto w końcu żyć dla samego siebie, doceniać życie jako największy dar, jaki od Boga dostaliśmy. Życie dla siebie samego, dokonując trud nieustannego i harmonijnego rozwoju jest też życiem dla Boga.
Rozmawiała: wika
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz